Końcówka października zafundowała nam wręcz idealną pogodę na górskie wędrówki. Wysokie temperatury, polska złota jesień, spontaniczny wyjazd w Polskie Tatry i w końcu debiut na trasie ubezpieczonej łańcuchami. Mieliśmy wątpliwości, ponieważ jak zawsze ruszaliśmy na szlak z naszym pięcioletnim synkiem, który na szczęście bez problemu zmierzył się ze stromym odcinkiem na niebieskim szlaku prowadzącym na Małołączniak. Oczywiście z pomocą taty, który cały czas asekurował Malca. Nie zdecydowaliśmy się jednak na powrót tą samą trasą, dzięki czemu udało nam się zdobyć dwa dwutysięczniki z grupy Czerwonych Wierchów w jeden dzień: Małołączniak oraz zdobytą przez nas już kilkakrotnie Kopę Kondracką, która skradła nasze serca już podczas pierwszej wizyty w masywie Czerwonych Wierchów. Ten szczyt ma w sobie coś wyjątkowego… Założyliśmy nawet, że przynajmniej raz w roku musimy dotrzeć na Kopę Kondracką. Na trasie, którą dziś dla Was opiszę pokonujemy sumę podejść równą 1322 metrów. Oj, trzeba się nadreptać. Warto zaplanować cały dzień na tą wycieczkę. No dobrze! Czas zacząć opisywać szlak.
Trasa: Parking Gronik (szlak niebieski) – Szatry (skrzyżowanie szlaków) – Przysłop Miętusi – Kobylarzowy Żleb – Czerwony Grzbiet – Małołączniak (szlak czerwony) – Kopa Kondracka (szlak żółty) – Kondracka Przełęcz – Wielka Polana Małołącka – Szatry (skrzyżowanie szlaków) – Parking Gronik
Data: 23 październik 2019
Dystans: około 16.80 km
Czas trwania: około 6:50 h (z dzieckiem, sam przemarsz)
Minimalne wzniesienie: 963 m
Maksymalne wzniesienie: 2139 m
UWAGA! Na szlaku występuje odcinek ubezpieczony w łańcuchy
Parametry z aplikacji endomondo
Parking Mała Łąka (Gronik)
Kierujemy się drogą numer 958 w stronę Kościeliska, mijamy Stację Paliw ORLEN i po lewej stronie znajduje się wjazd na parking Mała Łąka należący do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tutaj również jest wejście na interesujący nas niebieski szlak. Dzięki noclegowi w Zakopanem udało nam się być w Groniku już o godzinie 7:00. Na parkingu zastaliśmy tylko jeden samochód. Nie było też osoby, która pobiera opłaty za postój. Zresztą wiąże się z tym cała historia 😉
Parametry GPS parkingu Mała Łąka (Gronik): 49.2779934, 19.90455159, a tu link do Google Maps.
Parking Mała Łąka cennik
Cały dzień postoju za samochód osobowy na tym parkingu to koszt równy 25 zł. Można znaleźć miejsce przy sąsiadujących z parkingiem domach za 15 zł , ale nie o tak wczesnej porze.Tak jak wspomniałam powyżej nam nie udało się zapłacić za postój w dniu wycieczki na Małołączniak, ponieważ nie było nikogo z obsługi parkingu. Po zejściu ze szlaku za szybą naszego samochodu znaleźliśmy karteczkę z rachunkiem oraz z prośbą o wrzucenie pieniędzy za postój do brązowej skrzynki wiszącej na małej, drewnianej budce parkingowej. Niestety nie mieliśmy drobnych, więc wróciliśmy do kwatery. Oczywiście na następny dzień pierwsze co zrobiliśmy to wróciliśmy na parking uregulować rachunek. Radość Pani pracującej na parkingu była nie do opisania, ponieważ jest gro osób, które w takiej sytuacji po prostu odjeżdżają i ani im się nie śni zapłacić. Piszę o tym, ponieważ ucięliśmy z tą przesympatyczną panią dość długą i interesującą rozmowę. Jak się okazuje pieniądze za postój na tym parkingu nie idą do prywatnej kieszeni, ale głównie na sprzątanie szlaków w Tatrzańskim Parku Narodowym po śmiecących turystach.
Drogowskaz informuje nas, że idąc niebieskimi znakami osiągniemy szczyt Małołączniak za 3 godziny 55 minut.
Przy drogowskazie skręcamy w lewo, idziemy kawałeczek i dochodzimy do kasy Tatrzańskiego Parku Narodowego, w której powinniśmy zakupić bilet TPN. Kasa o tej porze jest nieczynna. Cena biletu do TPN to: 10 zł za osobę dorosłą oraz 5 zł za dziecko w wieku szkolnym. Na początku szlaku, jak i przy kasie TPN zatrzymujemy się na chwilę przy tablicach informujących nas o żyjących w Tatrach niedźwiedziach. Jest również kilka ciekawostek o Dolinie Małej Łąki. Jak się okazuje jest ona najmniejszą doliną podchodzącą pod samą grań Tatr. A szlaki są tu mało oblegane, nie cieszą się taką popularnością jak choćby te z Kuźnic. Mimo, że prowadzą do tych samych miejsc. Mam tu na myśli Giewont, czy też Masyw Czerwonych Wierchów. Rzeczywiście ten brak popularności prowadzących stąd szlaków jest odczuwalny. W końcu mamy porównanie, ponieważ sami zazwyczaj startujemy na tatrzańskie szlaki z Kuźnic. Dalej kierujemy się naszymi niebieskimi znakami, które idą równocześnie z żółtym szlakiem. Droga jest przyjemna, leśna i utwardzona. Momentami pnąca się lekko w górę. Jest dość chłodno, idziemy wzdłuż znajdującego się po prawej stronie potoku – noszącego nazwę Małołącki Potok, który obfituje w liczne kaskady. Póki co na szlaku nie ma żywej duszy. Na tym odcinku przechodzimy przez dwa drewniane mostki. UWAGA! Za drugim mostem skręcamy w lewo.
Szatry – skrzyżowanie szlaków
Mamy za sobą 1.60 km, znajdujemy się 1050 metrów nad poziomem morza. Na naszej drodze pojawia się drogowskaz oraz skrzyżowanie szlaków. W tym miejscu odchodzi od nas szlak żółty, który skręca w lewo i prowadzi na Wielką Polanę Małołącką (25 minut), którą mieliśmy okazję odwiedzić w tamtym roku (Wielka Polana Małołącka szlak) oraz na Kopę Kondracką (3 godziny 5 minut) przez Kondracką Przełęcz (trasa, którą będziemy schodzić z Małołączniaka). My skręcamy w prawo i kierujemy się nadal niebieskimi znakami kamienistą dróżką na Przysłop Miętusi, do którego według informacji zawartych na drogowskazie dojdziemy w przeciągu 30 minut.Po chwili wchodzimy do lasu. Od znaku pokonujemy 400 metrów (2 km) i szlak lekko odbija w prawo. Zaczyna się wąska, kamienista, pnąca się w górę dróżka.Szlak póki co prowadzi przez piękny, gęsty las. Droga idzie lekko w prawo. Na tym odcinku mamy do pokonania skalne schodki, po których idzie się wyjątkowo wygodnie. Na szlaku nie spotkaliśmy póki co żywej duszy. Rozkoszujemy się ciszą i spokojem.
Aplikacja wskazuje, że od parkingu pokonaliśmy 2.55 km, wychodzimy z lasu na polanę. Podchodzimy kawałek (około 0.50 m) i dowiadujemy się, że jesteśmy już na Przysłopie Miętusim.
Przysłop Miętusi
Korzystając z faktu, że na Przysłopie Miętusim jesteśmy całkiem sami decydujemy się na odpoczynek przy znajdującym się tu stole z ławeczkami. Pijemy mrożoną kawę i zjadamy batony proteinowe. Siedzenie tu to sama przyjemność. Miejsce tak łatwo dostępne, a rozciągają się z niego przyjemne dla oczu widoki. Wrażenie robi masyw Czerwonych Wierchów. Widać Krzesanicę (2 122 m n.p.m.), Ciemniak (2 096 m n.p.m.) oraz Twardą Kopę (2 026 m n.p.m.). Na Przysłopie Miętusim jest drogowskaz, który informuje nas, że na Małołączniak powinniśmy dojść za 3 h.
Po odpoczynku, uzupełnieniu kalorii ruszamy dalej. Z Przysłopu Miętusiego skręcamy w lewo i kierujemy się przez chwilę prostą, wąską dróżką. Następnie wchodzimy do lasu, cały czas maszerując wygodną dróżką. Ten odcinek szlaku jest bardzo dobrze przygotowany. Mamy za sobą 3 km, wygodna dróżka zamienia się na bardziej kamienistą. Od teraz aż do Kobylarzowego Żlebu będziemy mieć bardzo urozmaicony odcinek trasy – podejścia, schodki.
Po kilometrze (4 km) zaczynają się strome, skalne schody, które pozwalają nam na szybsze nabieranie wysokości.
4.30 km koniec schodów skalnych, przechodzimy kawałek i dla odmiany mamy do pokonania drewniane schodki, które po chwili znowu stają się skalne 🙂 Trzeba uważać na wyślizgane kamienie – momentami jest ślisko.
5 km dróżka na chwilę łagodnieje, ale nie ma się co cieszyć, ponieważ zaraz znowu zaczyna się stromo piąć w górę. Wysokość jaką osiągnęliśmy to dopiero około 1400 m n.p.m. Jeszcze sporo przed nami 🙂
5.35 km skręcamy w lewo, na naszej drodze pojawiają się kolejne schody. Po chwili zaczyna się kosodrzewina.
Po drodze możemy nacieszyć oczy doskonale widoczną stąd Królową Beskidów – Babią Górę mierzącą 1725 m n.p.m. (najwyższy szczyt Beskidów). Widok robi wrażenie, tym bardziej, że jest to jeden z częściej odwiedzanych przez nas szczytów w Beskidach 🙂
Kobylarzowy Żleb
Pniemy się w górę. Podłoże jest kamieniste. Ten odcinek jest naprawdę fascynujący. Tutaj można poczuć się jak mała mrówką pomiędzy wielkimi skalnymi ścianami. Podejście jest teraz naprawdę strome.
Mamy za sobą 6 km i zaczynają się łańcuchy, na które czekaliśmy od samego początku z niecierpliwością. W końcu to nasz pierwszy kontakt z ułatwieniami na szlaku. Odcinek z łańcuchami to „na oko” kilkanaście metrów, może troszkę więcej. Początkowo idziemy prosto w górę, po czym szlak odbija w prawo. Z pięcioletnim dzieckiem nie jest go łatwo przejść. Jest stromo i dość ślisko.
Po pokonaniu odcinka z łańcuchami przez około 300 metrów nadal wspinamy się bardzo, bardzo stromo w górę. Robimy przerwę na małe co nieco 🙂6.30 km zaczyna się trawiasta polanka ze skalnymi schodami.
Czerwony Grzbiet
Dochodzimy do miejsca zwanego Czerwony Grzbiet. Podziwiamy stąd Giewont, który jest tu na wyciągnięcie ręki oraz rozciągającą się stąd panoramę na całe miasto Zakopane wraz sąsiadującymi wioskami. Wieje bardzo mocny wiatr. Tutaj decydujemy się na chwilę odpoczynku. Jest to otwarta przestrzeń, nie ma się gdzie schronić przed podmuchami. Musimy porządnie opatulić naszego synka, który jak większość z nas za wiatrem nie przepada 😉 Szczególnie, że przed nami jeszcze nie koniec stromych podejść. Od polany zostaje nam ostatnie podejście pod Małołączniak. Trzeba się nieźle namachać nogami, aby je pokonać. Jest to wygodna ścieżka, ale przez cały czas stromo pnąca się w górę. Do tego ten nieprzyjemny wiatr… Załączam kilka ujęć Giewontu zrobionych podczas wchodzenia na Małołączniak od Czerwonego Grzbietu.
Małołączniak
7.5 km szczyt. Doskonale widać stąd szczyty: Tatr Wysokich: Krywań, Świnicę, Tatr Zachodnich: Kasprowy Wierch, Kopę Kondracką, Giewont oraz Krzesanicę.
Małołączniak wysokość
Małołączniak położony jest 2096 m n.p.m.
Na szczycie ucinamy dłuższą rozmowę z przemiłym, starszym Panem, który po 15 godzinnej podróży pociągiem przeszedł tyle co my plus miał w planach wyjście na Kasprowy Wierch i dalej zejście do Schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej. Byliśmy pełni podziwu 🙂 Widać, że to człowiek z pasją, który od dawna chodzi po Tatrach. Początkowo mieliśmy w planach zejście tym samym szlakiem przez Kobylarzowy Żleb, jednak stwierdziliśmy, że dla synka może to być za duże obciążenie i zmieniliśmy plany.
Tak więc ze szczytu Małołączniak kierujemy się czerwonym szlakiem na naszą ukochaną Kopę Kondracką, do której według drogowskazu mamy 40 minut drogi (około 1.3 km). Początkowo schodzimy stromo w dół, następnie pniemy się stromo w górę. Przez cały czas podziwiamy Tatry w jesiennej odsłonie. Miedziany kolor trawy na tatrzańskich szczytach zachwyca.
Kopa Kondracka
Kopa Kondracka wysokość
Kopa Kondracka położona jest 2005 m n.p.m.
Mamy za sobą 8.3 km i docieramy do Kopy Kondrackiej. Rozciąga się z niej wspaniała panorama na Tatry Zachodnie w tym zdobyty przez nas całkiem niedawno Kasprowy Wierch (szlak na Kasprowy Wierch), Przełącz pod Kopą Kondracką, Kondracką Przełącz oraz wznoszący się nad nią Giewont. Korzystając z okazji, że na Kopie Kondrackiej byliśmy 12 dni wcześniej (11 października), a warunki były nieziemskie postanowiłam wykorzystać w tym wpisie parę zdjęć z tego dnia.
Z Kopy Kondrackiej kierujemy się w stronę Kondrackiej Przełęczy. Będziemy teraz przez dłuższy czas schodzić stromo w dół. Jest to odcinek, na którym również należy zachować ostrożność, ponieważ łatwo podjechać na wyślizganych kamieniach. Przez cały czas towarzyszą nam zapierające dech w piersiach widoki na tatrzańskie szczyty. Z każdym krokiem szczyt Giewontu jest coraz bliżej. Po drodze, po lewej stronie odsłania się widok na Wielką Polanę Małołącką, po której zresztą za niedługo będziemy stąpać.
Przed nami jeszcze wąski tunel prowadzący między kosodrzewiną i docieramy do kolejnego punktu naszej wyprawy.
Kondracka Przełęcz
Z Kopy Kondrackiej zeszliśmy do Kondrakiej Przełęczy leżącej 1725 m n.p.m. (10 km za nami od początku), z której można dostać się na doskonale widoczny stąd szczyt Giewontu w 40 minut (według drogowskazu), można również odbić w prawo i udać się żółtym szlakiem do najmniejszego w Tatrach Schroniska PTTK na Hali Kondratowej położonego 1333 m n.p.m., z pod którego następnie można zejść do Kuźnic i udać się busem do centrum Zakopanego. Decydujemy się tu na chwilę odpoczynku. Nie mamy za dużo czasu, ponieważ zachód słońca zbliża się wielkimi krokami.
Słońce jest już coraz niżej, powoli zaczyna chować się za tatrzańskimi szczytami. Czas nas goni… Musimy dość sprawnie zejść z Kondrackiej Przełęczy na Wielką Polanę Małołącką, aby zdążyć przed całkowitym zachodem słońca. Jest to dość stromy odcinek. W naszym odczuciu jest to jedno z gorszych zejść, jakie pokonywaliśmy w dniu naszej wyprawy. Trzeba bardzo ostrożnie stawiać każdy krok, jest sporo luźno leżących kamieni, na których łatwo podjechać. Widoki, które towarzyszą nam przy zejściu wyrywają nas butów 😉 Niebo powoli kolorowało się przez zbliżający się wielkimi krokami zachód słońca, pojawiły się wieczorne mgiełki…
Wielka Polana Małołącka
W końcu docieramy do polany położonej 1164 m n.p.m. Od Kondrackiej Przełączy do wejścia na Wielką Polanę Małołącką pokonaliśmy 2.8 km, przechodzimy jeszcze wzdłuż całej polany (dodatkowe 900 metrów), a od samego początku 13.7 km. Jest już ciemno, w koło nie ma żywej duszy. Pomyśleć, że ponad rok temu polana ta była celem naszej podróży i to po zdobyciu przez nas pierwszego dwutysięcznika – Kopy Kondrackiej. A teraz była tylko miejscem, przez które przechodziliśmy.
Kilka słów o polanie: jest to pozostałość po jeziorze polodowcowym. W dawnych czasach pasterze wypasali tu swoje owce. Jest miejscem łatwo dostępnym choćby z Gronika (szlak z Gronika na Wielką Polanę Małołącka), oferującym bogatą panoramę na Giewont, Mały Giewont, urwisko Wielkiej Turni Małołąckiej. Jest to miejsce doskonale nadające się na piknik z najmłodszymi turystami.
Zdjęcie z września 2018 roku:Przechodzimy całą polanę wzdłuż i od teraz będziemy kierować się leśną, żwirową drogą aż do Szatry – skrzyżowania szlaków, przy którym nasz niebieski szlak odbijał na Małołączniak. Niestety było już ciemno, musieliśmy użyć latarki. Trzeba pamiętać, że w okresie jesiennym szybciej przychodzi zmrok. Z oszacowaniem czasu przejścia szlaku też bywa różnie. Szczególnie jeśli chodzi o dwutysięczniki. Nie zawsze przewidzisz co spotka Cię na szlaku, dlatego nie zapomnijcie wrzucić na zapas latarki do plecaka. Nie jest ciężka, a może okazać się bardzo pomocna. Tatrzańskie szlaki po ćmoku bywają naprawdę niebezpieczne. Strome zejścia, wyślizgane kamienie, a jak do tego dochodzi jeszcze nieznajomość szlaku… bez latarki ani rusz. Dodatkowo wrzucam zdjęcie z września 2018 roku, na tym pierwszym przez panujące ciemności nie widać za dużo 😉 Dalej (od skrzyżowania szlaku żółtego oraz niebieskiego), na parking udajemy się tą samą drogą, którą pokonywaliśmy rano. O godzinie 18:30 docieramy do samochodu. Szczęśliwi i usatysfakcjonowani udajemy się w stronę kwatery. Po drodze planując wyjście w Tatry na następny dzień 🙂 Trasa nie mogła być ze względu na synka za wymagająca. Padło na Wielki Kopieniec (szlak na Wielki Kopieniec), który planowaliśmy zdobyć już od dawna. Do zobaczenia na szlaku.
Zapraszam do przejrzenia relacji z naszych wycieczek w masywie Czerwonych Wierchów:
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi wpisami zapraszam do śledzenia mojego bloga na Facebooku: Blog szlakowe.pl
Zapraszam również na Instagram: @greenmagpic
Z przyjemnością dodam, że jest to kolejny szczyt zdobyty w akcji: Zdobywamy Szczyty dla Hospicjum
Podziwiam. Spróbujemy we wrześniu. Może żona da radę tym razem.
Trzymam kciuki za dotarcie na szczyt 🙂 We wrześniu Czerwone Wierchy nabierają jesiennych barw – jest bardzo zjawiskowo. Tym bardziej warto spróbować. Dziękuję oraz pozdrawiam serdecznie, Sandra