Spis treści
»Szalone, spontaniczne wyjazdy w Tatry są dla nas ostatnio normą 😉 Spragnieni tatrzańskich widoków zaplanowaliśmy dość daleką podróż (jak na jednodniowy wypad). Naszym celem było urocze miasteczko leżące na Słowacji u podnóża Tatr Wysokich – Wyżnie Hagi (Vyšné Hágy). Oddalone od naszego rodzinnego miasta około 180 km. Trasa była nam doskonale znana, ponieważ trzy tygodnie wcześniej mieliśmy okazję zobaczyć co kryje się po drugiej stronie góry Gerlach, jest to równie wspaniały Wielicki Staw ze Śląskim Domem. Wyjazd wiązał się oczywiście z wczesnym wstaniem. Punkt 2:30 byliśmy na nogach, szybko dopakowaliśmy co trzeba i ruszyliśmy w podróż. Dzień zaczął się spektakularnym wschodem słońca, widoczność była wspaniała, a poranne mgły wyjątkowo łaskawe. Od razu wiedziałam, że to będzie udany wyjazd, ale nie miałam zielonego pojęcia, że trafimy do tak magicznego miejsca. Cisza i spokój panująca na szlaku oraz nad samym stawem jest nie do opisania słowami… Październik – ostatnie podrygi złotej jesieni, końcówka tygodnia, turystów dosłownie garstka. Tyle drogą wstępu, zapraszam do dalszej lektury…
Trasa: Wyżnie Hagi (szlak żółty) – Rozstaj szlaków przy Batyżowieckim Stawie – Batyżowiecki Staw – powrót tą samą drogą
Data: 18 październik 2018 / 14 lipiec 2020
Dystans: 11:60 km
Czas trwania: 5:52 (sam przemarsz z czteroletnim dzieckiem) / 5:18 (z sześcioletnim dzieckiem)
Minimalne wzniesienie: 1121 m
Maksymalne wzniesienie: 1947 m
Parametry z aplikacji endomondo
Uwaga! Szlak żółty prowadzący z Wyżnie Hagi nad Batyżowiecki Staw jest zamknięty od 1 listopada do 14 czerwca.
Wpis został zaktualizowany o nowe zdjęcia. Batyżowiecki Staw odwiedziliśmy 14 lipca 2020 r.
Wracaj do miejsc, które kochasz
Parking Wyżnie Hagi
Dojeżdżamy do interesującego nas miasteczka – Wyżnie Hagi. Szukamy miejsca, w którym moglibyśmy zaparkować nasz samochód. Przejeżdżamy przez ogromną bramę Sanatorium Leczenie Gruźlic i tutaj troszkę błądzimy. Przejeżdżamy przez tory kolejowe i zaczynamy piąć się w górę w poszukiwaniu początku żółtego szlaku. Bezskutecznie… Co kawałeczek mijamy budynki uzdrowiska. W końcu zawracamy. Przejeżdżając przez tory zauważamy nieduży parking tuż przy stacji kolejowej – Wyżnie Hagi. Bez wahania skręcamy i parkujemy nasz samochód. Syn był zachwycony, ponieważ mógł podziwiać przejazd kolejowy, ale największą radość sprawił Mu pociąg, który nadjechał niespodziewanie na stację.Miejscówka okazała się idealna, ponieważ to tutaj swój początek ma nasz żółty szlak. Parking jest darmowy i zupełnie pusty. Znajdujemy się na wysokości 1125 m n.p.m.
Zakładamy plecaki i rozpoczynamy wędrówkę. Mijamy mały bar znajdujący się tuż obok budynku stacji kolejowej i wchodzimy na zadrzewioną dróżkę prowadzącą w sąsiedztwie torów.
Szybko jednak wychodzimy na drogę asfaltową, która jest zamknięta dla ruchu samochodowego. Korzystać z niej mogą jedyni mieszkańcy dojeżdżający do swoich posesji. Przechodzimy przez tory kolejowe, mijamy kilka domów. Po około 500 metrach kończy się asfalt.
Naszym oczom ukazuje się tablica informująca nas, że szlak jest zamknięty dla turystów w czasie zalegania śniegu (w okresie od 1 listopada, aż do 14 czerwca). Niestety większość szlaków na Słowacji w Tatrach Zachodnich oraz Wysokich jest zamknięta w tym okresie. Idziemy bardzo przyjemną, szeroką drogą która jest kamienista. Pogoda jest wspaniała… Jak na październik – wymarzona.
Ten odcinek mierzy około kilometr. 1.50 km szlak odbija w lewo. Wchodzimy dla odmiany na wąską, kamienistą dróżkę.
Jesienne widoki rozciągające się wkoło są niesamowite… Decydujemy się na krótką przerwę, aby zagryźć małe co nieco.
Po chwili dochodzimy do wiaty ze stolikiem i ławeczkami. Gdybyśmy tylko wiedzieli o tym miejscu wcześniej … 😅
Wchodzimy na leśną drogę. Mijamy malutki, drewniany domeczek, z którego wylatuje zimna, górska woda. Nasz Syn raźnym krokiem biegnie w jego stronę i moczy rączki.
Za domeczkiem szlak żółty odbija w prawo. Podłoże robi się coraz bardziej wymagające. Pod stopami mamy kamienie i korzenie. Póki co nie spotkaliśmy żadnego turysty. Na szlaku panuje niesamowita cisza. Słychać tylko śpiew ptaków i… naszego synka, któremu buzia się nie zamyka 😁 Dochodzimy do polany, na której widać skutki huraganu, który przeszedł w 2004 roku przez Dolinę Batyżowiecką. W tym miejscu nie za bardzo wiadomo, gdzie dalej prowadzi nasz szlak. Jest to 2.50 km naszej wędrówki (rozwidlenie). Trzeba nieźle wyostrzyć wzrok, aby zauważyć żółte znaki. W tym miejscu skręcamy w lewo.
Przed nami strome podejście mierzące 400 metrów. Masa połamanych drzew leżących na szlaku robi wrażenie… Oczami wyobraźni można zobaczyć co się tu działo podczas huraganu… Mimo, że minęło już tyle lat. W oddali widzimy leśników, którzy wycinają, usuwają zalegające na drodze drzewa.
Po pokonaniu podejścia naszym oczom ukazuje się żółta tablica POZOR! informująca nas, że wchodzimy na teren ścisłej ochrony przyrody i kontynuujemy wędrówkę na własną odpowiedzialność.
W miejscu tym występuje niebezpieczeństwo przewracania się drzew. Oczywiście bez wahania wchodzimy w gęsty las. Pod stopami mamy kamienie i korzenie, które po chwili zamieniają się w skalne schody. Dość strome i śliskie schody…
Po pokonaniu schodów wychodzimy ze strefy ścisłej ochrony na bardzo przyjemną, wąską drogę.Pod naszymi stopami nie brakuje kamieni. 3:40 km wychodzimy z lasu. Przed nami tunel z kosodrzewiny. W koło nadal cisza i spokój, przeplatana ze śpiewem ptaków.
Droga cały czas pnie się w górę. Będzie już tak do samego Batyżowieckiego Stawu. Po drodze mijamy potoczek górski, nad którym nasza pociecha urządza sobie przerwę. Czas wykorzystuje oczywiście na zabawę, zamiast na regenerację sił.
Cały czas idziemy otoczeni kosodrzewiną. Nie brakuje trudnych odcinków, na których trzeba się nieźle nagimnastykować. To niezła szkoła dla naszego synka, który dzielnie pokonuje przeszkody.
Wdrapujemy się coraz wyżej, otoczeni coraz to piękniejszymi widokami. Soczysta zieleń kosodrzewiny miesza się z połyskującymi w oddali kolorowymi drzewami.
Droga cały czas pnie się w górę. Obracając się widzimy jak konkretną wysokość zdążyliśmy dotychczas osiągnąć. To jest wyjątkowy odcinek trasy, który bez wątpienia utkwi w naszej pamięci na zawsze.
Czasem wyprzedzę moich chłopaków i czekając na nich staję na skale, zamykam oczy i oddycham pełną piersią. Szczęście jakie mi towarzyszy w takich momentach jest nie do opisania… Z każdym krokiem czuje się tą niesamowitą przestrzeń coraz bardziej. Przed nami dalsza droga wiodąca wśród kosodrzewiny.
W oddali widzimy już Gerlach, który nawet z daleka zadziwia swoją dostojnością. Przed nami ostatni odcinek do pokonania, kamienisty… bardzo kamienisty…
Dolina Batyżowiecka słynie również z wodospadów. Zapewniam Was, że obok głośnego szumu wodospadów nie da się przejść obojętnie.
Niebo było niebieściutkie… gościły na nim drobne, białe obłoczki. Szybko jednak przekonaliśmy się jak diametralnie zmieniają się warunki w górach. Kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy dalej. Batyżowieckiego Stawu jeszcze nie widać, ale mamy świadomość, że jest już na wyciągnięcie ręki.
Rozstaj szlaków przy Batyżowieckim Stawie
Docieramy do Rozstaju szlaków przy Batyżowieckim Stawie (1884 m n.p.m.). Z tablicy dowiadujemy się, że od Batyżowieckiego Stawu dzieli nas 5 minut drogi. Natomiast osoby kontynuujące swoją wyprawę nad Popradzki Staw osiągną go za ponad dwie godziny (2:15h). Kontynuujemy wędrówkę skalnym chodnikiem.
Batyżowiecki Staw (Batizovské pleso)
Aplikacja wskazuje, że od samochodu przeszliśmy 5:70 km. Zajęło nam to 3 godziny. Docieramy pod sam Batyżowiecki Staw położony 1884 m n.p.m. w samym centrum Doliny Batyżowieckiej . W oczy rzuca się zapierająca dech w piersiach ściana najwyższego w Tatrach – Gerlacha mierzącego 2655 m , Kończystej 2535 m oraz na Batyżowiecki Szczyt 2456 m.
Batyżowiecki Staw zdjęcia – jesień
Przy stawie napotykamy pojedynczych turystów, którzy szybko opuszczają teren stawu. Tym sposobem mieliśmy staw tylko dla siebie przed ponad godzinę… Bezcenne… Obiadek smakował tu naprawdę wyjątkowo…
Nie mówiąc o kawie… jej smak był tego dnia jeszcze bardziej intensywny… Chciałoby się wcisnąć pauzę i wykrzyczeć ‚chwilo trwaj’!
Nie obyło się bez zabawy. Chłopaki usiłowali złowić rybę patykiem – oczywiście bezskutecznie 😅 Z czasem zerwał się wiatr, a mi zależało mi na zdjęciach stawu z ‚lusterkiem’. Na szczęście cierpliwość popłaca. Były momenty, kiedy Gerlach pięknie odbijał się w tafli wody. Tak jak pisałam zmiana pogody nastąpiła zadziwiająco szybko. Zjedliśmy ‚obiad’ i błękitne niebo pozostało już tylko wspomnieniem.
Batyżowiecki Staw zdjęcia – lato
A tu okolice Batyżowieckiego Stawu.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Chciałoby się jeszcze posiedzieć nad stawem. Czas jednak płynną tu nieubłaganie szybko. Szlak nie należy do prostych, także musieliśmy zdążyć zejść do Wyżnie Hagi przed zmrokiem.
Jeżeli chodzi o powrót… Po raz kolejny z przekonaniem napiszę, że wolę iść w górę, niż schodzić w dół. Tatrzańskie szlaki są pod tym względem bardzo wymagające… Cały czas słyszy się o urazach stóp, kolan czy też stawów skokowych u turystów. Gdyby nie kijki, których używałam przy schodzeniu sama bym doświadczyła urazu. Kamienie, skały są śliskie, czasem luźno leżą i można na nich podjechać, a jak do tego dochodzi jeszcze stromizna nawet najbardziej przemyślany krok może okazać się pechowy.
W drodze powrotnej dopadł nas lekki deszczyk. Niebo prezentowało się naprawdę pięknie. Dodatkowo było zakolorowane przez zbliżający się zachód słońca.
Po raz kolejny dotarliśmy do samochodu na styk… Jesienne dni są coraz krótsze, a chodzenie po tatrzańskich szlakach po ćmoku nie należy do łatwych – nawet z latarkami. Warto mieć w zapasie troszkę czasu. Pamiętajcie o tym planując swoje wycieczki. Oczywiście bez dziecka szlak pokonasz szybciej. To jeszcze nie był koniec naszej podróży. Do pokonania mieliśmy jeszcze 180 km samochodem do Bielska – Białej. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na zasłużony, ciepły posiłek. Przed godziną 23:00 byliśmy w domku.
Podsumowanie
Przepiękne miejsce, warte odwiedzenia – jak najbardziej POLECAM! Wyczytałam gdzieś, że szlak nie sprawia żadnych trudności. Według mnie nie należy do najprostszych. Trzeba się wysilić, aby dotrzeć do celu. Z Batyżowieckiego Stawu można kontynuować swoją wycieczkę nad Wielicki Staw ze Śląskim Domem lub Popradzki Staw, nad którym nie mieliśmy okazji jeszcze być. My niestety ze względu na wolniejsze tempo z czterolatkiem musieliśmy zakończyć naszą przygodę i wracać na parking. Mimo wszystko wróciliśmy szczęśliwi i zadowoleni do samochodu. Bogatsi o piękne wspomnienia, których nam już nikt nie odbierze…
Ubezpieczenie Tatry Słowackie
Wybierając się w Tatry Słowackie trzeba samemu zadbać o ubezpieczenie. W razie wypadku pomoc u naszych sąsiadów jest odpłatna. My od pewnego czasu planując wycieczki w Tatry Słowackie wykupujemy ubezpieczenie niezależnie o trudności trasy. Korzystamy ze strony – Ubezpieczenie Słowackie Tatry. Koszt ubezpieczenia naprawdę nie jest duży. Dzieci, młodzież do lat 18 za ewentualne akcje ratunkowe nie płacą.
Inne szlaki w Tatrach Wysokich na Słowacji:
Z przyjemnością dodam, że jest to kolejny szczyt zdobyty w akcji: Zdobywamy Szczyty dla Hospicjum
Bardzo przydatna i świetna relacja. Wybieram się tym szlakiem we wrześniu do Domu Śląskiego.
Dziękuję bardzo Barbaro. Cieszę się, że relacja okazała się przydatna. Już dziś życzę Ci pięknej wyprawy. Wrzesień jest idealnym czasem na wycieczkę w te rejony, ponieważ jest zdecydowanie mniej turystów niż w pełnym sezonie letnim. Pozdrawiam.
Piękna gór nie da się określić słowami, zdjęcia niepowtarzalne.
Jedno z najpiękniejszych stawków , trasa chyba będzie bardziej
łagodna przez Dom śląski. Wybieram się w sierpniu.
Zdjęcia z lustrem w stawie są nie powtarzalne
Dziękuję bardzo 🙂 W samo sedno: „piękna gór nie da się określić słowami”. Zmagam się z tym za każdym razem robiąc wpis. Chcę przekazać Czytelnikom, jak wyjątkowe miejsce odwiedziliśmy, a tego po prostu nie da się wyrazić pisząc. Nawet zdjęcia często nie oddają klimatu danego miejsca… Batyżowiecki Staw rzeczywiście jest jednym z bardziej urokliwych stawów w Tatrach. Co do trasy przez Dom Śląski niestety nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ nie mieliśmy okazji iść tą trasą. Pozdrawiam, życzę lusterka w stawie 💚